Wraz z wprowadzeniem stanu wojennego zamknięto wszystkie szkoły i uczelnie, a do każdej placówki został przydzielony komisarz wojskowy, który miał nadzorować jej funkcjonowanie. Dzięki dyplomatycznym zdolnościom dyrektora naszego Liceum – Witolda Kalińskiego, w Reju udało się ograniczyć jego obecność do niezbędnego minimum. Dzięki temu w naszej Szkole pomimo stanu wojennego nie panował rygor, a nawet możliwe były pewne formy okazywania oporu wobec aktualnej sytuacji politycznej. (więcej o formach oporu napiszemy w poście 13 stycznia 2022). Zgodnie z zasadami stanu wojennego po 13 grudnia szkołom zarekwirowano broń używaną podczas przysposobienia obronnego. Według wspomnień ówczesnych uczniów, gdy żołnierze zobaczyli „arsenał” w Reju, skompletowany przez prof. Irenę Podsiadły, byli pod wrażeniem tak licznej broni i amunicji.
Tuż po ogłoszeniu stanu wojennego, przewodniczący samorządu uczniowskiego, Stefan Antosiewicz, pobiegł do szkoły, w celu zabrania z niej nielegalnej biblioteczki z tzw. „bibułą”, ponieważ gdyby trafiła ona w ręce milicji lub SB, konsekwencje groziłyby całej szkole. Okazało się jednak, że dyrektor Kaliński już wcześniej ukrył cały zbiór, najprawdopodobniej w szkolnym sejfie, aby nie trafił w niepowołane ręce. Biblioteczka została w tajemnicy zwrócona przewodniczącemu.
Poza dyrektorem Kalińskim i Stefanem Antosiewiczem pierwszego dnia stanu wojennego do Szkoły przybyła też prof. Stanisława Drozdowska, pełniąca funkcję sekretarza POP (Podstawowej Organizacji Partyjnej) PZPR. W jej wspomnieniach zachował się również opis pierwszych dni po 13 grudnia, kiedy w zamkniętych szkołach nauczyciele pełnili dyżury:
„Zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego, kiedy nie były prowadzone normalne lekcje, nauczyciele mieli specjalne dyżury w szkole, bo trzeba się było opiekować gmachem. Nie pamiętam już dokładnej daty, ale tego dnia usłyszałam od ulicy Królewskiej jakiś skowyt. Nie wiedziałam, co się dzieje. Stoję w oknie, patrzę – to była niezwykle poruszająca dla mnie scena – dwoje starszych ludzi szło w kierunku Ogrodu Saskiego i w tym momencie rzucono na drogę granaty dymne, powstał ostry, nieprzyjemny dym, wywołując przy tym gęstą mgłę. Kobieta wtuliła twarz w ramię mężczyzny, stali zupełnie zdezorientowani. A to byli tacy państwo… zapewne wtedy sześćdziesięciolatkowie. Wybiegłam natychmiast i wciągnęłam ich do szkoły, bo zdawało mi się to wszystko za bardzo okrutne, żeby nie zareagować – oni byli zupełnie bezradni, nieprzygotowani… Ta scena najbardziej utkwiła mi w głowie.”
(Zdjęcie pochodzi ze strony www.polskieradio.pl; Twórca: WAF | Podpis: PAP)